Dzisiaj opuszczamy Beskid Śląski i przenosimy się do Beskidu Małego, a konkretnie na Skałę Czarownic. Wiadomości, jak do niej dotrzeć, znajdziecie z łatwością w sieci. Ze swej strony dodam tylko, że wiedzie do niej czarny szlak z Wilkowic. Dojście nie jest szczególnie uciążliwie i spokojnie można się tam wybrać na popołudniowy spacerek, również z dziećmi. Dla fanów nowoczesnych technologii podaję współrzędne: N 49 45'22" , E 19 7'35" .
Co ciekawe, tym razem z miejscem, którym będziemy się zajmować, wiążą się dwa przekazy. Jeżeli szukaliście już wcześniej informacji związanych ze Skałą Czarownic, to zapewne już je znacie. Jeśli słyszycie o tym pierwszy raz, na wszelki wypadek podaję link:
http://czarownice.3bird.net/miejsca-wilkowice.html http://czarownice.3bird.net/miejsca-wilkowice.html.
Pierwszy z nich dotyczy wydarzeń związanych z rozbójnikiem Wojciechem Bulak vel Bulok ze Spytkowic. Przekaz ten, jeśli chodzi o samego rozbójnika, wydaje się dosyć prawdopodobny, bo dotyczyć może wydarzeń historycznych. Być może zachowały się nawet dokumenty z tego procesu (jeśli faktycznie zdarzenia te miały miejsce ). Postać rozbójnika interesuje nas tu jednak jako postać drugoplanowa. Co ciekawe, przekaz mówi o rozbójniku. Nie był on zatem w tym fachu kimś szczególnie "poważanym", albowiem nie skończył na haku, jak znaczniejsi harnasie, lecz jedynie "Najpierw jednak ucięto mu prawą rękę, potem udarto dwa pasy ciała i wpleciono w koło". Spotkał go zatem kiepski koniec. Zwróćmy natomiast uwagę na postaci określane jako "dwie znachorki", gdyż według przekazu, uniknęły one represji karnej. Z przekazu wiemy, że stać się tak miało za sprawą samego rozbójnika, który nie wydał pomagierek w trakcie procesu. Biorąc pod uwagę, jakie metody w śledztwie wówczas stosowano, musiał to być czyn zaiste heroiczny. Nasuwa się tylko pytanie, po co je krył, skoro przekaz informuje nas wcześniej, że "ponoć wyciągały informacje od swoich pacjentów o bogatych osobach w okolicy". Skoro zatem leczyły w okolicy, nie mogły być postaciami całkowicie anonimowymi. Podobnych wniosków dostarcza następna informacja, że "z daleka obserwowały całe zajście" (egzekucję). Można chyba zatem domniemywać, że były konno, bo inaczej nie uszłyby pościgowi. Surowo karano bowiem nie tylko rozbójników, lecz także osoby, które im pomagały i to bez względu na płeć. Zainteresowanych tą tematyką odsyłam do str. 97 i nast. pozycji "Beskid Żywiecki: przewodnik " Autorzy: Stanisław Figiel, Piotr Krzywda, Urszula Janicka-Krzywda,Wojciech W. Wiśniewski (fragmenty dostępne są również w sieci).
Jakie stąd płyną zatem wnioski? Albo jest to przekaz prawdziwych wydarzeń, do których dodano w celu ubarwienia wątek "znachorek", albo owe "znachorki" faktycznie istniały, lecz po prostu skorzystały z przychylności lokalnej społeczności, która, jak już wiemy, korzystała z ich usług w zakresie szeroko pojmowanej "opieki medycznej", która to społeczność przymknęła prawdopodobnie oko na ich udział w niecnym procederze, wydając w ręce kata jedynie naprzykrzającego im się rozbójnika. Wątek ten stanowiłby zatem niejako "wytłumaczenie" owej nieskuteczności aparatu sądowniczego. Ta druga konkluzja jest też o tyle ciekawa, że użyte w przekazie sformułowanie "znachorki", może wskazywać, że w pewnym sensie żyły one poza obrębem owej pobożnej społeczności. W tym sensie Skała, jako wskazywane w przekazie miejsce ich schronienia, może zatem mieć hipotetycznie z nimi związek.
Drugi z przekazów, uboższy w fakty i w związku z tym raczej trudny do zweryfikowania, jest sam w sobie też dosyć ciekawy. Znowu jest bowiem w nim mowa o dwóch kobietach (tym razem wiedźmach) i jednym osobniku męskim, faktycznie zatem może byc kalką poprzedniej historii. Ciekawostką jest natomiast to, że jako taki przetrwał do dnia dzisiejszego, co oznaczałoby, że na słuchaczach owego "włóczęgi" musiał wywrzeć (wbrew przekazowi) solidne wrażenie. Być może w tamtych czasach na Skale jakieś ryty już się znajdowały i owi słuchacze, niejako "podświadomie" łączyli je z ową relacją. Swoją drogą ów "włóczęga" musiałby zbliżyć się całkiem blisko do owych osobników, by móc rozpoznać, że wymawiają oni zaklęcia. Rodzi się też pytanie, skąd miałby wiedzieć, że są to akurat zaklęcia? Może zatem był kompanem owej trójki (wszak kobiety miały być dwie), który zszedł do wsi, by w zamian za "mrożącą krew w żyłach" opowieść dostać od słuchaczy garniec "jasnego pełnego" ?. Tego się już chyba jednak nigdy nie dowiemy.
Po zapoznaniu się zatem z materiałem "źródłowym" i rozstrząśnięciu wszelkich za i przeciw, nadszedł czas, by rzucić okiem na ową Skałę Czarownic.
Poniżej widok od zachodu:
i od wschodu:
Zdjęcia (które specjalnie dla Was wykonałem jeszcze dzisiaj przed południem), a szczególnie to powyżej, pokazują południową ekspozycję (będę jeszcze o tym później pisał) płaszczyzny skalnej. Przy sporej dozie wyobraźni, można dostrzec niemal jej "ołtarzowy" charakter.
A oto i same ryty:
Ponieważ dzisiaj sporo już się naczytaliście i by dać Wam (z uwagi na korzystną aurę) szansę na samodzielną eksplorację tego miejsca, próbą interpretacji poszczególnych rytów zajmiemy się w przyszłym tygodniu.
Co ciekawe, tym razem z miejscem, którym będziemy się zajmować, wiążą się dwa przekazy. Jeżeli szukaliście już wcześniej informacji związanych ze Skałą Czarownic, to zapewne już je znacie. Jeśli słyszycie o tym pierwszy raz, na wszelki wypadek podaję link:
http://czarownice.3bird.net/miejsca-wilkowice.html http://czarownice.3bird.net/miejsca-wilkowice.html.
Pierwszy z nich dotyczy wydarzeń związanych z rozbójnikiem Wojciechem Bulak vel Bulok ze Spytkowic. Przekaz ten, jeśli chodzi o samego rozbójnika, wydaje się dosyć prawdopodobny, bo dotyczyć może wydarzeń historycznych. Być może zachowały się nawet dokumenty z tego procesu (jeśli faktycznie zdarzenia te miały miejsce ). Postać rozbójnika interesuje nas tu jednak jako postać drugoplanowa. Co ciekawe, przekaz mówi o rozbójniku. Nie był on zatem w tym fachu kimś szczególnie "poważanym", albowiem nie skończył na haku, jak znaczniejsi harnasie, lecz jedynie "Najpierw jednak ucięto mu prawą rękę, potem udarto dwa pasy ciała i wpleciono w koło". Spotkał go zatem kiepski koniec. Zwróćmy natomiast uwagę na postaci określane jako "dwie znachorki", gdyż według przekazu, uniknęły one represji karnej. Z przekazu wiemy, że stać się tak miało za sprawą samego rozbójnika, który nie wydał pomagierek w trakcie procesu. Biorąc pod uwagę, jakie metody w śledztwie wówczas stosowano, musiał to być czyn zaiste heroiczny. Nasuwa się tylko pytanie, po co je krył, skoro przekaz informuje nas wcześniej, że "ponoć wyciągały informacje od swoich pacjentów o bogatych osobach w okolicy". Skoro zatem leczyły w okolicy, nie mogły być postaciami całkowicie anonimowymi. Podobnych wniosków dostarcza następna informacja, że "z daleka obserwowały całe zajście" (egzekucję). Można chyba zatem domniemywać, że były konno, bo inaczej nie uszłyby pościgowi. Surowo karano bowiem nie tylko rozbójników, lecz także osoby, które im pomagały i to bez względu na płeć. Zainteresowanych tą tematyką odsyłam do str. 97 i nast. pozycji "Beskid Żywiecki: przewodnik " Autorzy: Stanisław Figiel, Piotr Krzywda, Urszula Janicka-Krzywda,Wojciech W. Wiśniewski (fragmenty dostępne są również w sieci).
Jakie stąd płyną zatem wnioski? Albo jest to przekaz prawdziwych wydarzeń, do których dodano w celu ubarwienia wątek "znachorek", albo owe "znachorki" faktycznie istniały, lecz po prostu skorzystały z przychylności lokalnej społeczności, która, jak już wiemy, korzystała z ich usług w zakresie szeroko pojmowanej "opieki medycznej", która to społeczność przymknęła prawdopodobnie oko na ich udział w niecnym procederze, wydając w ręce kata jedynie naprzykrzającego im się rozbójnika. Wątek ten stanowiłby zatem niejako "wytłumaczenie" owej nieskuteczności aparatu sądowniczego. Ta druga konkluzja jest też o tyle ciekawa, że użyte w przekazie sformułowanie "znachorki", może wskazywać, że w pewnym sensie żyły one poza obrębem owej pobożnej społeczności. W tym sensie Skała, jako wskazywane w przekazie miejsce ich schronienia, może zatem mieć hipotetycznie z nimi związek.
Drugi z przekazów, uboższy w fakty i w związku z tym raczej trudny do zweryfikowania, jest sam w sobie też dosyć ciekawy. Znowu jest bowiem w nim mowa o dwóch kobietach (tym razem wiedźmach) i jednym osobniku męskim, faktycznie zatem może byc kalką poprzedniej historii. Ciekawostką jest natomiast to, że jako taki przetrwał do dnia dzisiejszego, co oznaczałoby, że na słuchaczach owego "włóczęgi" musiał wywrzeć (wbrew przekazowi) solidne wrażenie. Być może w tamtych czasach na Skale jakieś ryty już się znajdowały i owi słuchacze, niejako "podświadomie" łączyli je z ową relacją. Swoją drogą ów "włóczęga" musiałby zbliżyć się całkiem blisko do owych osobników, by móc rozpoznać, że wymawiają oni zaklęcia. Rodzi się też pytanie, skąd miałby wiedzieć, że są to akurat zaklęcia? Może zatem był kompanem owej trójki (wszak kobiety miały być dwie), który zszedł do wsi, by w zamian za "mrożącą krew w żyłach" opowieść dostać od słuchaczy garniec "jasnego pełnego" ?. Tego się już chyba jednak nigdy nie dowiemy.
Po zapoznaniu się zatem z materiałem "źródłowym" i rozstrząśnięciu wszelkich za i przeciw, nadszedł czas, by rzucić okiem na ową Skałę Czarownic.
Poniżej widok od zachodu:
i od wschodu:
Zdjęcia (które specjalnie dla Was wykonałem jeszcze dzisiaj przed południem), a szczególnie to powyżej, pokazują południową ekspozycję (będę jeszcze o tym później pisał) płaszczyzny skalnej. Przy sporej dozie wyobraźni, można dostrzec niemal jej "ołtarzowy" charakter.
A oto i same ryty:
Ponieważ dzisiaj sporo już się naczytaliście i by dać Wam (z uwagi na korzystną aurę) szansę na samodzielną eksplorację tego miejsca, próbą interpretacji poszczególnych rytów zajmiemy się w przyszłym tygodniu.
Cześć, świetna robota. Jeśli Cię to zainteresuje, to znaleziono na Podkarpaciu kolejną skałę z napisami:http://pokazywarka.pl/n1mzj4/. Pozdrawiam. IW
OdpowiedzUsuńCiekawy przypadek, analiza również interesująca. Jeśli chodzi o symbole planet , to wydaje się, że może w tym być coś z astrologii. Może tu również chodzić o jakiś charakterystyczny układ planet w danej porze roku- zima i wiosna. Jeśli chodzi o litery W i M, to może być właściwie ta sama litera tylko pisana odwrotnie (do góry nogami).
Usuń